Gdy się ocknął miał wrażenie,
że coś rozerwało mu plecy. Palący ból nie pozwalał skupić myśli ani nie dawał
usnąć. Przez cały czas, który przeleżał nie otworzył oczu. Czuł obecność ludzi
jednak ich nie słyszał. Obawiał się, że stracił słuch. Gdy ból zelżał chłopak
otworzył oczy i rozejrzał się. Został położony w ogromnej sali o wysokim
sklepieniu. Wszędzie stały łóżka ale mało które były zajęte. Alan spróbował
dźwignąć się z łóżka jednak od razu zabrakło mu sił. Opadł na posłanie i zaczął
się zastanawiać co dokładnie wydarzyło się w świątyni. Pamiętał, że jakaś
dziwne energia uniosła go w powietrze, a potem stracił przytomność. Wciąż miał
w głowie dźwięk piór i zastanawiał się co mogło go wydać. Nie widział tam
żadnego ptaka, a rozglądał się po całym budynku. Na pewno by go nie przeoczył.
Wkrótce potem zmorzył go sen. Śnił o ludziach ze skrzydłami, których pokrywały
oślepiające zbroje stworzone z czystej energii. W rękach dzierżyli miecze,
niektóre płonęły inne wydawały się zimne jak lód. Wtem całym światem wstrząsnął
potężny ryk. Zza chmur wyłonił się kształt tak potężny, że przysłonił słońce.
Poruszał się z niesamowitą szybkością toteż latający ludzie nawet nie wiedzieli
co ich zaatakowało. Nagle znikąd rozbłysło światło i smok odleciał rycząc.
Alan zbudził się zlany potem. Wstał i ruszył
do kranu, który znajdował się na końcu sali. Całe poprzednie odrętwienie minęło,
więc z rosnącym zainteresowaniem spoglądał na rozciągający się za oknami widok.
Podziwiał gaje oliwne i niesamowite świątynie, znaki pokazujące potęgę Grecji,
która niestety już przeminęła. Podszedł do kranu i spojrzał w lustro. Wyglądał
strasznie. Włosy w nieładzie i poprzyklejane do czoła od potu, oczy podkrążone.
Wzdrygnął się gdyż zobaczył jakiś ciemny kształt za plecami. Gdy przyjrzał się
mu lepiej nie wierzył własnym oczom. Wygiął rękę w łuk i przesuwał ją po
plecach. W końcu na to trafił. Dwa miejsca, z których wyrastały skrzydła czarne
jak noc. Przypomniał mu się sen o smoku. Czy możliwe było żeby on był pośród
tych latających ludzi? Rozwinął bandaże i przeciągnął się lekko. Skrzydła nie
sprawiały żadnych trudności w poruszaniu. Nie martwił się co powie mamie kiedy
się z nią zobaczy, ponieważ miał przeczucie, że nie nastąpi to zbyt szybko. Obmył
twarz zimną wodą i odwrócił się. W progu budynku stała smukła postać. Alan mimo
dzielącej ich odległości poznał ją od razu. Ruszył ku Julii raźnym krokiem.
-Cieszę się, że wyzdrowiałeś.
Plecy wciąż bolą?- spytała.
-Na szczęście nie. Skąd
wzięły się te skrzydła? Czy to jest właśnie ten dar, o którym mówił Gilgamesz? –
dopytywał się chłopak.
-Tak. Możesz się czuć
wyróżniony, ponieważ ostatnim komu Gilgamesz podarował skrzydła była Joanna d’Arc.
Alan znów niezbyt jej uwierzył ale w sumie
czemu nie miałby tego zrobić. W końcu spotkał króla Gilgamesza, który żył dobre
2000 lat przed nim.
-A skąd ty się tu wzięłaś?
Wątpię żebyś pochodziła właśnie stąd.
W odpowiedzi dziewczyna tylko
uśmiechnęła się do niego po czym odwróciła się i odeszła. Strapiony chłopak
wrócił do budynku i legł na swoje łóżko uważając aby nie przygnieść zbytni
skrzydeł.