poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 3

Sorry, sorry i jeszcze raz sorry. Tym razem wszystko zajęło znacznie więcej czasu niż się spodziewałem ale mam nadzieję, że teraz się trochę rozkręcę. A na razie macie Rozdział 3 Wybrańców. ^^



Gdy się ocknął miał wrażenie, że coś rozerwało mu plecy. Palący ból nie pozwalał skupić myśli ani nie dawał usnąć. Przez cały czas, który przeleżał nie otworzył oczu. Czuł obecność ludzi jednak ich nie słyszał. Obawiał się, że stracił słuch. Gdy ból zelżał chłopak otworzył oczy i rozejrzał się. Został położony w ogromnej sali o wysokim sklepieniu. Wszędzie stały łóżka ale mało które były zajęte. Alan spróbował dźwignąć się z łóżka jednak od razu zabrakło mu sił. Opadł na posłanie i zaczął się zastanawiać co dokładnie wydarzyło się w świątyni. Pamiętał, że jakaś dziwne energia uniosła go w powietrze, a potem stracił przytomność. Wciąż miał w głowie dźwięk piór i zastanawiał się co mogło go wydać. Nie widział tam żadnego ptaka, a rozglądał się po całym budynku. Na pewno by go nie przeoczył. Wkrótce potem zmorzył go sen. Śnił o ludziach ze skrzydłami, których pokrywały oślepiające zbroje stworzone z czystej energii. W rękach dzierżyli miecze, niektóre płonęły inne wydawały się zimne jak lód. Wtem całym światem wstrząsnął potężny ryk. Zza chmur wyłonił się kształt tak potężny, że przysłonił słońce. Poruszał się z niesamowitą szybkością toteż latający ludzie nawet nie wiedzieli co ich zaatakowało. Nagle znikąd rozbłysło światło i smok odleciał rycząc.
   Alan zbudził się zlany potem. Wstał i ruszył do kranu, który znajdował się na końcu sali. Całe poprzednie odrętwienie minęło, więc z rosnącym zainteresowaniem spoglądał na rozciągający się za oknami widok. Podziwiał gaje oliwne i niesamowite świątynie, znaki pokazujące potęgę Grecji, która niestety już przeminęła. Podszedł do kranu i spojrzał w lustro. Wyglądał strasznie. Włosy w nieładzie i poprzyklejane do czoła od potu, oczy podkrążone. Wzdrygnął się gdyż zobaczył jakiś ciemny kształt za plecami. Gdy przyjrzał się mu lepiej nie wierzył własnym oczom. Wygiął rękę w łuk i przesuwał ją po plecach. W końcu na to trafił. Dwa miejsca, z których wyrastały skrzydła czarne jak noc. Przypomniał mu się sen o smoku. Czy możliwe było żeby on był pośród tych latających ludzi? Rozwinął bandaże i przeciągnął się lekko. Skrzydła nie sprawiały żadnych trudności w poruszaniu. Nie martwił się co powie mamie kiedy się z nią zobaczy, ponieważ miał przeczucie, że nie nastąpi to zbyt szybko. Obmył twarz zimną wodą i odwrócił się. W progu budynku stała smukła postać. Alan mimo dzielącej ich odległości poznał ją od razu. Ruszył ku Julii raźnym krokiem.
-Cieszę się, że wyzdrowiałeś. Plecy wciąż bolą?- spytała.
-Na szczęście nie. Skąd wzięły się te skrzydła? Czy to jest właśnie ten dar, o którym mówił Gilgamesz? – dopytywał się chłopak.
-Tak. Możesz się czuć wyróżniony, ponieważ ostatnim komu Gilgamesz podarował skrzydła była Joanna d’Arc.
   Alan znów niezbyt jej uwierzył ale w sumie czemu nie miałby tego zrobić. W końcu spotkał króla Gilgamesza, który żył dobre 2000 lat przed nim.
-A skąd ty się tu wzięłaś? Wątpię żebyś pochodziła właśnie stąd.
W odpowiedzi dziewczyna tylko uśmiechnęła się do niego po czym odwróciła się i odeszła. Strapiony chłopak wrócił do budynku i legł na swoje łóżko uważając aby nie przygnieść zbytni skrzydeł.

środa, 1 lutego 2012

Rozdział 2

Tak wiem, że całkiem długo czekaliście na drugi rozdział ale jakoś nie miałem weny. Ale teraz oto jest a ja wam go daję. Rozsyłajcie do znajomych.


 Alan wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Jego umysł pracował na najwyższym poziomie próbując wyjaśnić tą niecodzienną sytuację. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem, które przychodziło mu w tej chwili było to, że wciąż śpi w samochodzie mamy.
- Ten Gilgamesz? Ten z „Eposu o Gilgameszu”?
-Napisali o mnie epos? Nie zapominaj, że to nie są twoje czasy. Tutaj wiele zdarzeń jeszcze się nie zdarzyło.
-Czemu jesteśmy w starożytnej Grecji?
-Miejsce Przejścia zależy od osoby. Tak swoją drogą dziękuję ci, że wybrałeś akurat Grecję. Czuję się jak w domu.- w głosie Gilgamesza dało się usłyszeć nutkę tęsknoty.
-Nie ma za co ale czy wytłumaczysz mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi?
-Prawda. Należą Ci się wyjaśnienia. Od ponad 2000 lat na Ziemi pojawiali się niesamowici ludzi. Wszyscy oni trafiali do Wybrańców za młodu aby potem móc pomagać światu. I to nie tylko Ziemi. W naszym wymiarze istnieje jeszcze co najmniej tuzin innych światów. Wszystkie są ze sobą połączone. Jeśli jeden z nich zejdzie na złą stronę reszta przewróci się pod jego wpływem niczym domino. Zadaniem Wybrańców jest pilnowanie żeby żaden ze światów nie zszedł w ciemność. Jednak nie jest to proste zadanie. Wygnańcy od wieków próbują psuć światy. Nawet na Ziemi działo się coś takiego. II Wojna Światowa nie była niczym innym jak próbą zniszczenia twojego świata. Teraz ty jesteś jednym z ludzi broniących równowagi.
  Alan słuchał tego wszystkiego z rosnącym zdziwieniem ale też obawą. Czy on, 14-latni chłopak, zdoła podołać takiemu zadaniu.
-Przecież ja się nie nadaję. Nie ma jakiegoś ograniczenia wiekowego czy coś?
-I tak masz dobrze. Szekspir został Wybrańcem w wieku 7 lat. Nie narzekaj. To wielki zaszczyt. W tej chwili jest was tylko dziewięciu.
-Szekspir? William Szekspir? Kto jeszcze był tym jak ty to powiedziałeś… Wybawcą?
-Niech sobie przypomnę… Aleksander Wielki, Perseusz, Herakles… mam wymieniać dalej?
-Nie trzeba.
-No! Więc teraz pozostała nam tylko jedna sprawa. Mianowicie mój dar dla Ciebie. Stań tam. –powiedział król wskazując jakiś symbol wymalowany na posadzce.
  Alan wzruszył ramionami i poszedł we wskazane miejsce. Gdy stanął w kręgu Gilgamesz zaczął wypowiadać jakieś dziwne formułki. Po chwili chłopak poczuł w całym ciele mrowienie. Nagle z podłogi błysnęło światło, unosząc go w górę. Gdy znalazł się mniej więcej na wysokości połowy kolumn w jego plecach eksplodował ból. Starał się nie odpływać ale powoli zapadał się w ciemność. Ostanie co usłyszał to szmer piór.

wtorek, 24 stycznia 2012

NIE dla ACTA!


Rozdział 1

  14-letni Alan Persons obudził się, gdy usłyszał otwierane drzwi samochodowe. Razem z matką dojechali do Nashville na coroczną wycieczkę po Partenonie.
- No i jesteśmy.- Odezwała się jego mama z uśmiechem na ustach. Była drobną osobą o jaśminowej cerze, a jej niebieskie oczy wesoło migotały spod blond grzywki. Teraz była ubrana w prostą, błękitną sukienkę, a długie włosy spięła w kok. Chłopak wyszedł z samochodu i próbując ułożyć niesforne włosy, ruszył za mamą. Weszli po ogromnych schodach Partenonu, kupili bilety i weszli do środka. Cała podłoga była tak wypolerowana, że niemal raziła w oczy. Marmurowe kolumny były białe jak śnieg, a sześciometrowy, złoty posąg Ateny był po prostu piękny. Alan odszedł od mamy i zapatrzył się w jedną z wystaw, na której były jakieś stare greckie monety z wizerunkiem bogini mądrości. W pewnym momencie zobaczył dziwny błysk wydobywający się z jednej z bocznych sal, której nigdy nie widział. Wiedziony ciekawością wszedł do komnaty. Wisiał tam jakiś zakurzony obraz. Zafascynowany chłopak podszedł bliżej. Dzieło ukazywało barwny korowód podążający ulicami jednego z miast starożytnej Grecji. Alanowi wydało się, że jedna z postaci poruszyła się. Po chwili miał wrażenie, że cały obraz drga niczym struny harfy. Nagle jedna z osób biorących udział w zabawie wyciągnęła rękę do chłopca. Ten, przerażony cofnął się pod samą ścianę, podczas gdy postacie zaczęły wychodzić z ram obrazu i tańczyć po całym pomieszczeniu. Alan rozglądał się za drzwiami, lecz nie mógł nic dostrzec poprzez bawiący się tłum. Nagle ktoś złapał go za rękę i zaczął ciągnąć w stronę obrazu. Oniemiały chłopak nawet nie zareagował. W drodze minął wiele twarzy, lecz dopiero jedna z nich przykuła jego uwagę. Śniada cera i błękitne oczy idealnie się komponowały. Całości dopełniała aksamitna suknia. Dziewczyna uśmiechała się do niego zawadiacko i wyciągnęła do niego rękę. Bez wahania ją ujął wciąż zapatrzony w jej nieziemskie oczy. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się w obrazie. Czuł się jakby był tam od zawsze. Ciepłe słońce ogrzewało mu twarz a rześki wiaterek przegonił osłupienie. Chłopak z ciekawością rozejrzał się po okolicy. Znajdował się na greckim akropolu w ubraniu ze starożytności! Nad nim niczym strażnik miasta wznosiła się wyniosła świątynia. Była łudząco podobna do Partenonu z Nashville. Dopiero za jakiś czas uświadomił sobie, że wciąż czuje ciepło czyjegoś ciała. Natychmiast się odwrócił. Niebieskooka wciąż trzymała go za rękę. Alan zarumienił się i natychmiast puścił jej rękę. W tym momencie z chęcią zapadłby się pod ziemię.
- Uważaj z życzeniami gdyż mogą się one spełnić w najmniej oczekiwanym momencie.- dobiegł go dźwięczny głos. Jestem Julia. Witaj w Przejściu.
Wciąż nie mogąc wydusić z siebie słowa wydukał tylko coś niezrozumiałego. Wziął głęboki wdech i odezwał się.
-Nazywam się Alan. –powiedział trzęsącym się głosem.- Co to za Przejście? I dokąd ono prowadzi?
-Pytania zostaw na później. Teraz chodź za mną.-odwróciła się i ruszyła krokiem pełnym gracji.
   Alan ruszył za nią z głową pełną obaw. Julia poprowadziła go marmurowymi schodami do świątyni. Już po chwili chłopak z coraz większą ciekawością rozglądał się po otoczeniu chłonąc wzrokiem każdy detal. Wokół niego zaczęły się gromadzić tłumy. Wreszcie weszli do Partenonu. Wszędzie paliły się kadzidła, a na trójnogach płonął ogień. Między kolumnami przewijali się w pośpiechu kapłani. W miejscu gdzie w Nashville stał pomnik Ateny znajdował się tron na którym siedział mężczyzna. Ubrany był w drogie szaty obszyte złotem. Mądre oczy obserwowały wszystko ze spokojem. Teraz zatrzymały się na chłopcu.
-Kim jesteś?- spytał Alan zduszonym głosem.
-Jam jest Gilgamesz. To ode mnie dostaniesz najważniejszy dar w całym życiu.